poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 1.

Temat: Penyholen c.d.


Szanowny Panie doktorze,

nie muszę się przedstawiać, bo doskonale się znamy i zapewne świetnie orientuje się Pan, w czyjej sprawie piszę. Niestety, nie mam dobrych wieści. Pomimo mych licznych próśb, nasz pacjent odmawia leczenia medykamentem, który mógłby przyspieszyć regenerację jego komórek po wypadku i tym samym w krótszym czasie pomóc mu powrócić do pełnej sprawności. Wyjaśniłam mu długo i solidnie (nawet kilkakrotnie), jak wspaniałe rezultaty kuracją Penyholenem zanotowano w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Francji czy Australii, lecz do niego zdaje się nic nie docierać. Uparcie odmawia i odmawia i boję się, że robi to, aby ukarać samego siebie za coś, o czym nie chce mi powiedzieć. Sądzę, że jego ból ma mu pomóc mu w pokucie. Być może jest to postępowanie szlachetne, ale nieodpowiedzialne. Nie chcę, aby nasz pacjent cierpiał ponad miarę. Nie dam rady tego dłużej znosić! Chcę zatem prosić Pana o wyrażenie zgody na podjęcie leczenia Penyholenem ze wskazaniem, że aprobata pacjenta nie jest konieczna. Innymi słowy – proszę go chwilowo ubezwłasnowolnić i podać mu ten przeklęty lek! Nie mogę już patrzeć, jak on siebie katuje!

Z wyrazami szacunku,
Amelia Horst



Temat: Re: Penyholen c.d.


Szanowna Pani Horst,

raczy mi Pani wybaczyć, ale muszę odmówić spełnieniu Pani prośby. Penyholen jest lekiem wciąż pozostającym w fazie testów i zgoda pacjenta na wzięcie udziału w procesie eksperymentalnej kuracji jest absolutnie konieczna, aby rozpocząć podawanie leku. Jedyne, co mogę Pani poradzić, to wstrzymać się jakiś czas z przekonywaniem naszego pacjenta do podjęcia leczenia i spróbować za jakiś czas. Być może właśnie o czas tutaj chodzi. Proszę spotkać się ze mną za kilka dni – gdy wrócę z urlopu, dokładnie przedyskutujemy w cztery oczy alternatywne sposoby leczenia Pani ukochanego.

Z poważaniem
dr hab. n. med. Georg Johnson Jr., specjalista traumatolog



- Jesteś debilem i bardzo mi przykro, że muszę na ciebie patrzeć.
Skoro racjonalne argumenty nie pomagają, Amelia wreszcie zrobiła krok w przód i stanęła oko w oko z potrzebą rozpoczęcia używania wyzwisk jako najmocniejszego oręża w sporze.
- Normalnie niedobrze mi się robi od tego, jak bardzo wycofany i bierny się stałeś.
Jestem z niej bardzo dumny. Doprowadziła się na skraj przepaści, ostateczności. Dalej już nie ma.
- To naprawdę TY masz tak wielu fanów na całym świecie? To naprawdę O CIEBIE biją się najlepsze kluby świata?
Będzie musiała albo spaść i się potłuc, albo cofnąć się. I zacząć mnie przepraszać za własną słabość.
- Ach, przepraszam, powinnam raczej użyć czasu przeszłego: BIŁY SIĘ. Jeśli nie zechcesz wreszcie zacząć się leczyć Penyholenem to niedługo nawet agenci z piłkarskich lig okręgowych o tobie zapomną. Kurwa! Twoje tkanki w ogóle się nie odnawiają!
Jest już całkiem blisko. .
- Ja pierdolę, tyle nieszczęść za jednym razem!
Jeszcze tylko parę centymetrów.
- Normalnie nie wyrabiam!
Jeszcze tylko..
- Nie mam już siły. Odchodzę. Zrywam z tobą. Idź na to kurewskie dno sam. Nie chcę już, żebyś mnie ciągnął ze sobą.

Et voila! 
Moja mała dziewczynka. Zawsze w ciebie wierzyłem, kochanie.



Kiedy zdecydowała się wyjść z pokoju, wreszcie zostałem sam. Upragniony spokój wypełnił mnie do głębi. Marzyłem już tylko o tym, aby przez najbliższe dwa lata nikt mi nie przeszkadzał i dał moim chorym tkankom spokojnie obumrzeć. Uważam, że to właściwa kara za całe zło, które wyrządziłem.
Nie potrzebowałem żadnych lekarstw, kroplówek, stymulacji biochemicznych ani żałosnych prób rehabilitacji. Amelia miała rację – stałem się całkowicie apatyczny i wycofany tak dalece, że nawet moje własne zdrowie przestało mnie obchodzić. Miałem wyrzuty sumienia z powodu ranienia nie tylko jej, ale również rodziców, przyjaciół… Paradoksalnie, to powodowało, iż jeszcze bardziej zasklepiałem się w sobie. We własnym bólu. We własnej karze.
Nigdy więcej dobrych wiadomości.


Chwilę później niespodziewanie do mojego pokoju weszła ona i zadałem sobie pytanie, czy czasem nie przesadziłem z tym samobiczowaniem się.
Miałem wrażenie, że nieżyczliwy los wreszcie wyciągnął do mnie pomocną dłoń.


_________________________
Mamy i pierwszy rozdział, jeeeeej ^.^ Długo szukałam odpowiedniej inspiracji, ale skoro już ją znalazłam to mam nadzieję, że większość postów będzie od teraz pojawiała się w miarę regularnie. We'll see.

serdecznie pozdrawiam,



piątek, 18 lipca 2014

Prolog

Były takie chwile, gdy czułem się królem życia. 
Wszystko było dla mnie osiągalne; sukcesy czaiły się na wyciągnięcie ręki, aplauz i uwielbienie publiczności unosiły mnie nie tylko nad murawą, po której zwykłem biegać, a umiejętności, oczarowujące widzów oraz wzbudzające strach przeciwników, zawsze dochodziły do głosu w najistotniejszym momencie meczu. 
Bardzo często właśnie ode mnie - od jednej, podjętej w ułamku sekundy decyzji - zależał wynik całego spotkania. Tyle samu wysiłku wkładałem w uzyskiwanie fantastycznych rezultatów w grze ligowej, co w Lidze Mistrzów. 
Nie uznawałem półśrodków i zawsze było mi żal kolegów, którzy z jakichś przyczyn musieli pożegnać się z piłką nożną. Dla mnie była ona całym światem. 
Problemy nie istniały, a jeśli nawet czasem nieuprzejmie się pojawiały, to miałem swoje sposoby na zduszenie ich już w zarodku. 
Nie mogę powiedzieć, abym nie zachowywał się jak egoista. Teraz, kiedy znajduję się w opłakanym stanie, mam wreszcie odwagę spojrzeć prawdzie w oczy - nie zasługuję na ludzi, którzy mnie otaczają ani na ogrom miłości czy przywiązania, których doświadczam. Zamiast żebrać o trochę zrozumienia otrzymuję je bez sformułowania nawet najprostszej prośby. Jednocześnie mam gryzącą świadomość niezasługiwania na choćby szczątki wszystkich cudownych uczuć... 
Myśli mi się plączą. Przyjmując silne leki przeciwbólowe rzadko mam okazję do medytowania. Zdecydowanie częściej odpływam w niebyt. W obrazach, które mnie wówczas nawiedzają, mimowolnie przywołuję słodkie wspomnienia dzieciństwa, łzawe rozstania z rozlicznymi dziewczynami, które nie wytrzymywały tempa mojego życia.. 
I zdarzenia, które mnie ukształtowały.
Szkółka piłkarska - najpierw osiedlowa, później już klubowa.
Pierwsze bójki na boisku, pierwsze brutalne faule (od początku przychodziły mi zupełnie naturalnie, to rzeczywiście zabawne... tragiczne), pierwsze strzelone gole, pierwszy ból porażki. 
Reminescencje z jednej strony wywołują u mnie rozrzewnienie. Z drugiej - gniew i bunt.
Wciąż nie umiem sobie przypomnieć momentu utraty kontroli nad swoim życiem i nad tym pierdolonym samochodem. Gdybym mógł, zażyłbym wszystkie leki świata wywołujące amnezję. 
Chciałbym pamiętać tylko głos mojej mamy. I treść mnóstwa przyjaznych, w przeważającej liczbie wręcz żarliwie serdecznych, wiadomości od fanów. Ciekawe, kto z nich wciąż uważa mnie za wzór do naśladowania?
Nie pamiętać, nie pamiętać. Rzeczywiście nie pamiętam. Nie umiem zrekonstruować twarzy osoby, która teraz się nade mną nachyla. A przecież dobrze ją znam. Przecież chyba ją... kocham. 
Chce zawołać psychologa. Niech chce. Najpierw niech sama zażyje tyle diklofenaku, ile władowano we mnie - wtedy porozmawiamy. Ostatnio ciągle mam wrażenie, że boli mnie tylko mózg. Ból psychiczny bywa literalnie nie do zniesienia. 
Muszę się jeszcze do czegoś przyznać - tak naprawdę rzadko kiedy rozmyślałem nad samym sobą. Zazwyczaj nie korzystałem z pomocy psychologa czy psychiatry. Nie uważałem tego za konieczne - raczej za poniżające i dyskredytujące. Chłopaki z drużyny, niejednokrotnie mocujący się z demonami przeszłości, fobiami czy zwyczajnie kiepską formą, nie rozumieli z kolei moich wątpliwości. Oddawanie się samorefleksji nie była moją ukochaną czynnością. Posługiwałem się skrótami myślowymi, co oszczędzało mi i czasu, i nerwów. 
Jakim cudem dziś jestem w stanie myśleć inaczej? 
Dlaczego musiało dojść do tragedii, żebym wreszcie zaczął widzieć jasno?
Mam sporo czasu, być może uda mi się znaleźć odpowiedzi na oba pytania.

_______________________________
Niby mundial się skończył, ale jakby nie bardzo. ;)
Dziękuję mu za inspirację. Bez niej nie powstałyby kolejne wypociny.
No i cóż - mam nadzieję, że będzie się dobrze czytać.

PS Jakieś typy, kto jest głównym bohaterem? Przyznaję, póki co trudno się połapać, ale może akurat komuś uda się trafić. ;D

serdecznie pozdrawiam,