piątek, 18 lipca 2014

Prolog

Były takie chwile, gdy czułem się królem życia. 
Wszystko było dla mnie osiągalne; sukcesy czaiły się na wyciągnięcie ręki, aplauz i uwielbienie publiczności unosiły mnie nie tylko nad murawą, po której zwykłem biegać, a umiejętności, oczarowujące widzów oraz wzbudzające strach przeciwników, zawsze dochodziły do głosu w najistotniejszym momencie meczu. 
Bardzo często właśnie ode mnie - od jednej, podjętej w ułamku sekundy decyzji - zależał wynik całego spotkania. Tyle samu wysiłku wkładałem w uzyskiwanie fantastycznych rezultatów w grze ligowej, co w Lidze Mistrzów. 
Nie uznawałem półśrodków i zawsze było mi żal kolegów, którzy z jakichś przyczyn musieli pożegnać się z piłką nożną. Dla mnie była ona całym światem. 
Problemy nie istniały, a jeśli nawet czasem nieuprzejmie się pojawiały, to miałem swoje sposoby na zduszenie ich już w zarodku. 
Nie mogę powiedzieć, abym nie zachowywał się jak egoista. Teraz, kiedy znajduję się w opłakanym stanie, mam wreszcie odwagę spojrzeć prawdzie w oczy - nie zasługuję na ludzi, którzy mnie otaczają ani na ogrom miłości czy przywiązania, których doświadczam. Zamiast żebrać o trochę zrozumienia otrzymuję je bez sformułowania nawet najprostszej prośby. Jednocześnie mam gryzącą świadomość niezasługiwania na choćby szczątki wszystkich cudownych uczuć... 
Myśli mi się plączą. Przyjmując silne leki przeciwbólowe rzadko mam okazję do medytowania. Zdecydowanie częściej odpływam w niebyt. W obrazach, które mnie wówczas nawiedzają, mimowolnie przywołuję słodkie wspomnienia dzieciństwa, łzawe rozstania z rozlicznymi dziewczynami, które nie wytrzymywały tempa mojego życia.. 
I zdarzenia, które mnie ukształtowały.
Szkółka piłkarska - najpierw osiedlowa, później już klubowa.
Pierwsze bójki na boisku, pierwsze brutalne faule (od początku przychodziły mi zupełnie naturalnie, to rzeczywiście zabawne... tragiczne), pierwsze strzelone gole, pierwszy ból porażki. 
Reminescencje z jednej strony wywołują u mnie rozrzewnienie. Z drugiej - gniew i bunt.
Wciąż nie umiem sobie przypomnieć momentu utraty kontroli nad swoim życiem i nad tym pierdolonym samochodem. Gdybym mógł, zażyłbym wszystkie leki świata wywołujące amnezję. 
Chciałbym pamiętać tylko głos mojej mamy. I treść mnóstwa przyjaznych, w przeważającej liczbie wręcz żarliwie serdecznych, wiadomości od fanów. Ciekawe, kto z nich wciąż uważa mnie za wzór do naśladowania?
Nie pamiętać, nie pamiętać. Rzeczywiście nie pamiętam. Nie umiem zrekonstruować twarzy osoby, która teraz się nade mną nachyla. A przecież dobrze ją znam. Przecież chyba ją... kocham. 
Chce zawołać psychologa. Niech chce. Najpierw niech sama zażyje tyle diklofenaku, ile władowano we mnie - wtedy porozmawiamy. Ostatnio ciągle mam wrażenie, że boli mnie tylko mózg. Ból psychiczny bywa literalnie nie do zniesienia. 
Muszę się jeszcze do czegoś przyznać - tak naprawdę rzadko kiedy rozmyślałem nad samym sobą. Zazwyczaj nie korzystałem z pomocy psychologa czy psychiatry. Nie uważałem tego za konieczne - raczej za poniżające i dyskredytujące. Chłopaki z drużyny, niejednokrotnie mocujący się z demonami przeszłości, fobiami czy zwyczajnie kiepską formą, nie rozumieli z kolei moich wątpliwości. Oddawanie się samorefleksji nie była moją ukochaną czynnością. Posługiwałem się skrótami myślowymi, co oszczędzało mi i czasu, i nerwów. 
Jakim cudem dziś jestem w stanie myśleć inaczej? 
Dlaczego musiało dojść do tragedii, żebym wreszcie zaczął widzieć jasno?
Mam sporo czasu, być może uda mi się znaleźć odpowiedzi na oba pytania.

_______________________________
Niby mundial się skończył, ale jakby nie bardzo. ;)
Dziękuję mu za inspirację. Bez niej nie powstałyby kolejne wypociny.
No i cóż - mam nadzieję, że będzie się dobrze czytać.

PS Jakieś typy, kto jest głównym bohaterem? Przyznaję, póki co trudno się połapać, ale może akurat komuś uda się trafić. ;D

serdecznie pozdrawiam,



3 komentarze:

  1. nie mam bladego, zielonego, kolorowego czy nawet pstrokatego pojęcia, kim jest ów bohater, nawet nie próbuję się domyślać, ale pomysł mi się jak najbardziej podoba i wstępna koncepcja, którą tutaj zauważyłam, również. widzę, że Twoja wyobraźnia nie zwalnia tempa i wciąż podsyca Ci nowe pomysły - to dobrze! bardzo sie z tego cieszę. ale jeszcze mocniej z tego, że wróciłaś, bo już się zaczęłam niepokoić, że Cię tak długo w blogosferze nie ma :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Utrata kontroli na pewnymi elementami, a potem uświadomienie sobie tego, coś coś chorobliwie strasznego. W sumie zastanawiam się, co mogło się tak naprawdę wydarzyć. Było idealne życie. Był wypadek. Pozostał ból. Widać, że nie dasz swojemu bohaterowi łatwego życia :D Ale czasem trzeba się nad nimi popastwić, żeby mogło wyjść coś fajnego (ależ jestem okropna!!).
    Niemniej z czystą przyjemnością ruszam czytać rozdział numer jeden :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiem w co celować! Po prostu żaden punkt zaczepienia nie istnieje na horyzoncie, którego mogłabym się "Zaczepić"! Na szczęscie, w odróżnieniu od Twoich dwóch czytelniczek jestem w stanie najechać myszką na tz. "Nowszy post" i mieć nadzieję, że to co tam znajdę odpowie mi na wiele moich pytań!
    Robię tak więc. Do usłyszenia. ; *

    OdpowiedzUsuń